„Czasem dziecko ma łagodną reakcję, a czasem nie wie, co się z nim dzieje, jak się odnaleźć. Jest nerwowe, agresywne, nie chce rozmawiać albo w drugą stronę – krzyczy. Dlatego są psycholodzy, którzy tłumaczą im, co się z nimi dzieje. Z każdym rokiem jest coraz więcej chętnych, zaczynaliśmy od grup pięcioosobowych, teraz mamy 10-15 osób na turnusach” – opowiada Gabriela Piasecka-Pełka, psycholożka z Łodzi, która od trzech lat organizuje obozy odwykowe „Cyfrowy detoks” dla dzieci, które są uzależnione lub nadużywają telefonów. Pomysł powstał na podstawie obserwacji jej znajomych i ich dzieci, którzy nie rozstawali się z telefonami.
Rodzice zgłaszają głównie piętnasto-, szesnastolatków. Najmłodszy uczestnik cyfrowego detoksu miał dwanaście lat. „Mój najmłodszy pacjent, który spełniał kryteria uzależnienia od gier komputerowych, miał siedem lat i grał w gry przeznaczone dla dorosłych” – mówi dr Aleksandra Lewandowska, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci w Szpitalu im. J. Babińskiego w Łodzi, do której z roku na rok zgłasza się coraz większa liczba dzieci z tzw. uzależnieniem behawioralnym, czyli od gier, internetu, telefonu. Według badań pt. „Nałogowe korzystanie z telefonów komórkowych” opublikowanych w 2017 r. przez fundację Dbam o Mój Z@sięg, w których wzięło udział prawie 30 tys. uczniów (od szóstej klasy do gimnazjum), ponad jedna trzecia badanej młodzieży nie wyobraża sobie codziennego życia bez smartfona. Na pytanie: „Czy jesteś osobą uzależnioną od telefonu komórkowego?” co piąty uczeń odpowiedział twierdząco. Z kolei z najnowszych badań EU Kids Online, czyli ogólnoeuropejskiego badania aktywności młodych w sieci (przeprowadzonego na reprezentatywnej grupie osób w wieku 9-17 lat w krajach UE), wynika, że im starsze dzieci, tym dłużej są online.
Smoczek XXI w.
Na obozie odwykowym podczas spotkań z psychologiem opowiadają, dlaczego tak często sięgają po telefon. „Po pierwsze znalazły relacje, których nie miały w życiu realnym. A nie znalazły ich w realu, bo zbyt mało wychodziły do dzieci. Nie wychodziły do dzieci, bo siedziały przy komputerze. Zamknięte koło” – wylicza Piasecka-Pełka. „Lęk przed samotnością, szukanie akceptacji. Ale uzależnienia nie powstają nagle, symptomy można wychwycić wcześniej” – dodaje dr Lewandowska.
Ładują telefon wszędzie, gdzie się da, nie mogą go wyłączyć, odczuwają lęk, gdy zostawią go w domu, tracą poczucie czasu, jaki spędzają w telefonicznym świecie. Nie rozstają się z telefonem nawet nocą. Tak wpadają w fonoholizm. Z czasem przychodzą kłopoty ze snem (barwa światła emitowana przez ekran jest łudząco podobna do wschodzącego słońca), odżywianiem, koncentracją. W skrajnych przypadkach następuje kompletna utrata kontaktu z rzeczywistością, rezygnacja ze szkoły. „I agresja. Miałam pacjenta, który potrafił wziąć nóż, gdy kazano mu wyłączyć internet. Tylko szczęśliwe zrządzenie losu spowodowało, że nikomu nic się nie stało. Inny leczył się na otyłość. Okazało się, że kiedy zjadał posiłek, zawsze towarzyszyła mu jakaś bajka. Potem, gdy włączano telewizor, dziecko miało potrzebę jedzenia” – opowiada dr Lewandowska.
Dlatego na obozie „Cyfrowy detoks” dzieci mają zaplanowany dzień od rana do wieczora. Najpierw poranna rozgrzewka, potem śniadanie i zajęcia. Gry planszowe, tenis, ping-pong, zajęcia korekcyjne, rozciągające, a w tzw. międzyczasie drugie śniadanie. Następnie obiad, gry terenowe – gdzie Google Maps trzeba zastąpić kompasem i mapą – jeśli są warunki, to jeszcze łódki, kajaki. Podwieczorek, wieczorna gimnastyka i spanie. „Dzieci są mniej sprawne, mniej zmotywowane, pewnych rzeczy trzeba je uczyć od początku, ale nowymi wrażeniami i umiejętnościami nasiąkają jak gąbka” – mówi Piasecka-Pełka.
U organizatorów czeka jeden telefon – dzieci, gdy chcą, mogą skontaktować się z rodzicami. „Wie pani, co jeszcze najczęściej słyszymy od dzieci podczas obozu? Zbyt mało czasu poświęcali mi rodzice, to jest forma ucieczki, żeby czuć się ważnym, potrzebnym. Taki smoczek XXI w., forma pogłaskania” – zauważa Piasecka-Pełka. „Rodzice dość często przychodzą z dzieckiem do poradni, dopiero gdy syn lub córka ma wykonać obowiązki i wyłączyć komputer, ale nie chce i staje się agresywny, albo gdy pojawiają się kłopoty z nauką i szkoła sygnalizuje problem. Wtedy okazuje się, że rodzice np. lekceważyli to, że dziecko lub nastolatek do godz. 3.00 w nocy korzysta z internetu. Kilkuletnie dzieci nie wzięły sobie same tego sprzętu, ktoś im kupił” – dodaje dr Lewandowska.
Nocnik z wysięgnikiem na tablet
W Polsce kluczowym momentem są komunie. Wtedy większość uczniów dostaje urządzenia z dostępem do sieci. „W przedszkolu dzieci jeszcze nie mają telefonów komórkowych, chociaż mam świadomość, że w domach korzystają z tych urządzeń. Problem zaczyna się, gdy dziecko idzie do szkoły. Rodzic sam siebie chce uspokoić i daje dziecku telefon, a taka kontrola nie służy rozwojowi samodzielności dzieci. Gdzieś się w tym pogubiliśmy, staliśmy się bardzo lękowi. A dzieci, zamiast uważać, nie podnoszą głowy znad telefonu, nie znają topografii miasta” – wylicza Joanna Poselt, dyrektorka Przedszkola Galileo w Łodzi. Według Piaseckiej-Pełki zdarza się, że swoje telefony mają już dzieci pięcio-, sześcioletnie. „W samochodach w zagłówkach są ekrany, żeby dziecko mogło sobie oglądać bajkę” – mówi. Z nowości w sklepach są też dostępne wózki albo nocniki z wysięgnikiem na tablet.
Według dr Lewandowskiej rodzice patrzą krótkowzrocznie: „żeby szybko uspokoić dziecko”, „żeby szybko zasnęło”, często nie myślą o daleko idących konsekwencjach. „Małe dziecko, gdy ma tylko tablet, nie ćwiczy we właściwy sposób mowy, języka, umiejętności społecznych i potem są deficyty. Poza tym rodzice często nie interesują się treściami, na które trafiają dzieci, a te treści są przerażające. Teraz modne jest oglądanie filmików tworzonych przez youtuberów, gdzie pojawia się mnóstwo wulgaryzmów, przemocy. W ten sposób narasta problem przemocy rówieśniczej. Zadajmy sobie zatem pytanie – my, dorośli: czyja to jest odpowiedzialność?” – pyta lekarka. Jak dodaje, uzależnione dzieci często powielają po prostu zachowania nierozstających się z elektroniką rodziców. Podaje nawet przykład ośmioletniej pacjentki, która opowiadała, jak rozmawia z mamą… na Messengerze, gdy obie są w domu. „To, jak syn czy córka zachowują się w internecie, jest ściśle powiązane ze stylem działania rodzica. Rodzic może być całkiem odcięty od ich świata. Może być też kontrolerem. Niektórzy myślą, że samo wprowadzenie haseł blokujących, programów monitorujących, ograniczenia czasu wystarczy. Ale jeśli chcemy, żeby dziecko się nie utopiło, to mamy dwa wyjścia: możemy wszystkie jeziora i rzeki otoczyć murami, czyli być kontrolerem, albo możemy je nauczyć pływać” – komentuje Jacek Pyżalski, kierownik polskiej części badania EU Kids Online 2018. 40 proc. biorących w nim udział nastolatków powiedziało, że w szkole nie dowiedziało się niczego o zasadach korzystania z internetu. „To nie zdobycze technologii są odpowiedzialne za zaburzenia u naszych dzieci, ale nasza postawa, osób dorosłych. Dlatego naszym niezmiennym postulatem jest wprowadzenie przy poradniach, szkołach zajęć dla rodziców, by wspierać ich umiejętności wychowawcze” – wskazuje dr Lewandowska. „
Fragment artykułu, który można znaleźć na: lodz.wyborcza.pl